Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przerażała ją żądza, która taiła się w oczach tego człowieka. Postanowiła unikać jego towarzystwa. Udała się do pokoju chorego, którego niemal nigdy nie opuszczała.
Sternau i Unger siedzieli obok Piorunowego Grotu. Stan jego był pomyślny. Operacja udała się znakomicie, gorączka niezbyt dokuczała. Już odzyskał przytomność. Rozmawiał właśnie z doktorem o dalszym przebiegu rekonwalescencji. Na widok ukochanej na bladą twarz jego wystąpił rumieniec radości.
— Chodź tu, Emmo, — prosił. — Wyobraź sobie, doktór Sternau zapewnia, że zna moją ojczyznę.
Emma wiedziała o tem oddawna, udała jednak, że to dla niej nowina.
— Ah, tak. Co za szczęśliwy zbieg okoliczności.
Tak I brata mego doktór zna również. Widział go przed odjazdem.
Ten brat siedział w tej chwili w pokoju, ukryty przy oknie za firanką. Trzeba było choremu oszczędzać wzruszeń, bez względu na to, wesołych czy smutnych.
Długie cierpienia i przebyta operacja tak osłabiły chorego, że leżał przez cały czas niemal pogrążony we śnie, albo drzemał; momenty zupełnej świadomości, jak obecny, zdarzały się dotąd rzadko.
Zaledwie Sternau powstał, ustępując miejsca Emmie, chory ujął ją za rękę, uśmiechnął się do niej radośnie i zamknął oczy. Idąc za swem przyzwyczajeniem, i teraz zasnął, trzymając rękę ukochanej w swej dłoni.
— Nie ma pan już żadnych obaw, doktorze? — szepnęła Emma do Sternaua.

63