Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

leźć posłuchu! Ci Indjanie nie zadadzą sobie wiele trudu.
— I tem właśnie wykażą roztropność. Za dnia łatwo rozpoznamy ślady i puścimy się w pościg.
— Ale zbrodniarze ubiegną nas o szmat drogi! — Dogonimy ich. Łatwo zbiegów schwytać, gdyż nie potrafią się bronić; mają tylko scyzoryk, wypożyczony przez sprytnego pana kantora, a to wszak nie jest broń groźna i niebezpieczna.
Wszyscy rozumieli, że ma słuszność; nawet Hobble-Frank musiał mu ją przyznać. Po pewnym czasie usłyszano tętent koni, poczem znów zapanowała cisza; widocznie Indjanie wrócili z próżnemi rękami. Gdyby bowiem schwytali zbiegów, nie powstrzymaliby się od wrzawy radosnej.
Ponieważ dzień następny miał wymagać wiele trudu, więc towarzystwo musiało ułożyć się ponownie do snu; Winnetou i Old Shatterhand czuwali, nie spuszczając oka z Nijorów, którzy przecież mogli pokusić się o uwolnienie wodza. Aliści Indjanie zachowywali się spokojnie, Rano ujrzano straże nad rzeką. Prawdopodobnie czuwały przez całą noc. Dotychczas nikt jeszcze nie zamienił słówka z Mokaszim; wódz leżał tak spokojnie i nieruchomo, jak gdyby go pięść Old Shatterhanda zabiła.

24