Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Postanowiliśmy zjechać w wyschnięty bród i potem skierować się na prawo, dopóki nie dotrzemy do rzeki. Nijorowie zejdą ku nam z wyżyny i wówczas to zaatakują ich ztyłu Nawajowie. Ale należy baczyć, aby wróg nie używał broni palnej. Może kogo z nas zastrzelić, lub zranić. Wobec tego musimy odrazu ich przekonać, że zginą, jeśli wdadzą się w walkę.
— Winnetou ma słuszność. Musimy mieć przy boku paru Nawajów, aby odrazu dowieść Nijorom, że wpadli we własne sidła.
— Tak też myślę — rzekł wódz Apaczów.
— Ale owi Nawajowie nie powinni przybyć razem z nami, raczej muszą nas oczekiwać na miejscu w ukryciu przed Nijorami.
— Mój biały brat wyczytał moje myśli.
— Łatwo odgadnąć, co mój czerwony brat ma na myśli. Nijorów jest trzystu, podczas gdy Nawajów będzie sześciuset. Wystarczy, jeśli obsadzimy tyły wrogów pięcioma setkami wojowników; pozostała setka musi tutaj, z wysokiego brzegu, zejść do rzeki i podkraść się aż do ujścia Zimowej Wody. Tam wojownicy schronią się w zagajniku i będą oczekiwali naszego przybycia. Skoro przybędziemy i skoro tylko Nijorowie zechcą się na nas rzucić, setka owych wojowników wystąpi z ukrycia i przyłączy się do nas. To wywrze właściwy skutek; wrogowie będą oszołomieni, a tymczasem nasze posiłki, liczące pięciuset wojowni-

137