żałyby tutaj. Przeszukajmy jednak starannie także okolicę obozu.
Pomimo skrupulatnych poszukiwań, nic nie znaleźli. Król naftowy odetchnął głęboko, twarz mu się rozjaśniła i rzekł:
— Odzyskuję nadzieję. Poller mówi słusznie. Nie chowa się przecież rozerwanego papieru. Bankier zatem nie zniszczył czeku.
— Tak jest — potwierdził Poller. — Może nawet dlatego nie zniszczył, aby mieć pamiątkę po niebezpiecznych przeżyciach na Dzikim Zachodzie.
— I to możliwe. Nie traćmy humoru. Lepiej nawet, że bankier ma czek, niż Wolf. Z kieszeni starego wygi wydostalibyśmy go z trudem i drogą morderstwa, bankier natomiast jest niedoświadczonym safandułą, który nawet nie będzie śmiał stawiać oporu.
— Bezsprzecznie — potwierdził Buttler. — Z Rollinsem sprawa łatwa. Prędzej z nim dojdziemy do ładu, niż ze starym kujotem prerji. A zatem, powzięliśmy decyzję! Co dalej?
— Pojedziemy wślad za białymi, połączonymi z Nawajami.
— Zalecam ostrożność!
— Ba, wysłali naprzeciw wywiadowców i nie przypuszczają, żeśmy ich zastrzelili. Sądzą raczej, żeśmy pod nadzorem i że wywiadowcy uprzedzą ich o naszem przybyciu.
Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/124
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
122