Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dosiedli wierzchowców, ujęli oba zdobyte konie za uzdy i ruszyii dalej tropem Nawajów i białych.
Jechali wciąż wysokim brzegiem rzeki wpobliżu skraju lasu i krzewów; ślad był stale jednakowy, do pewnego miejsca, gdzie pogłębił się i rozszerzył. Jakaż była po temu przyczyna? Zatrzymali się i ponownie zeskoczyli na ziemię. W tem miejscu poprzedniego wieczora Szi-So czekał na Old Shatterhanda i Winnetou, i tutaj Apacz rano spotkał się z połączonemi oddziałami białych i czerwonych.
— Bawili tu przez dłuższy czas — rzekł Buttler. — Widać to dokładnie. Konie nie przebiegły terenu odrazu, lecz stały na miejscu i wydeptały grunt kopytami. Co też mogło ich zatrzymać?
— Kto może wiedzieć! — rzekł król naftowy. — Prawdopodobnie dowiemy się później.
— Chciałbym już teraz wiedzieć. Spójrzcie, ślady prowadzą wprost do zagajnika! Zobaczymy, co tam zaszło!
Pozostawili konie i podeszli do zagajnika. Naraz usłyszeli krzyki w niemieckim języku:
— Rety, rety! Na pomoc, na pomoc tu chodźcie!
Zatrzymali się i nadstawili uszu.
— To nie były słowa angielskie — rzekł

123