Strona:Karol May - Król naftowy V.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Naturalnie! — syknął król naftowy.
— W takim razie wygasła ostatnia nadzieja! Wszystko, wszystko po djable! Musisz wreszcie przyznać, żeś głupstwo popełnił!
Król nafty nie chciał jednak przyznać; w następstwie powstała kłótnia, i obaj bracia omal nie skoczyli sobie do oczu. Poller rozdzielił ich i rzekł:
— Nie chcecie chyba się mordować! Nie powetuje to błędu. Nie wiem, dlaczego patrzycie przez czarne szkła i poddajecie się rezygnacji, Jeszcze nic straconego!
— Nie? — krzyknął wściekły Grinley. — Czeku już niema!
— Nie, jest. Poprzednio był w posiadaniu Wolfa, teraz jest w posiadaniu Roilinsa. Cóżto dla nas za różnica? Wszystko jedno, kto go posiada, byleby czek istniał.
— Wiem o tem; nikt nie musi mi tłumaczyć. Ale czeku już wogóle niema. Jest prawie jasne, że Rollins natychmiast go zniszczył!
— Zniszczył? Uwierzę dopiero wówczas, kiedy będę miał dowód. Zniszczył — to ma znaczyć, że rozerwał. Jeśli się rozrywa papier, nie przechowuje się później strzępków, lecz rzuca je gdziekolwiek bądź. Gdzie tu widzicie skrawki papieru? Od wczoraj nie powiał najlżejszy wiaterek, nie uniósł więc papieru; strzępki przekazu le-

121