Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ponieważ wiem, że uczynisz to, co mówiłem.
— Co ja uczynię, dowiesz się niebawem. Raz jeden was puściłem, aby pokazać, w jakiej mam was pogardzie. Ale po raz drugi nie puszczę. Było was pięciu. Gdzie są dwaj pozostali?
— Nie żyją — odpowiedział Grinley ciszej, niż poprzednio,
— Nie żyją? Kto ich zabił?
— My.
— Dlaczego?
— Ponieważ dowiedzieliśmy się, że czyhają na nasze życie. Chcieli nas zamordować.
Mokaszi, zdumiony, podniósł brwi i zawołał:
Uff! Was skrycie zamordować? Dokładnie obejrzałem oczy i twarze tych mężów. Byli to zacni i uczciwi ludzie: wy natomiast jesteście mordercami i złodziejami, których należy tępić jak dzikie i jadowite zwierzęta. Gdzie są trupy? Nie widziałem ich.
— W jeziorze.
— Nie widziałem śladu krwi. A zatem nie zabiliście ich przed wrzuceniem do wody?
— Nie.
— Utopiliście ich?
— Tak.

72