Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bą walczyć. Twój skalp zawisłby u mego pasa.
— Mego skalpu nie posiędzie żaden wojownik, a cóż dopiero taki, jakim ty jesteś. Czyż Wielki Duch stworzył was bez mózgu? Czyż nie wiecie, że Nijorowie również wysłali wywiadowców? Jakiż to wywiadowca przechodzi przez las i po trawie, nie oglądając się za śladami wrogów? Każdy szpieg przedewszystkiem stara się ukryć; wy zaś rozpaliliście ognisko, jakgdybyście chcieli nas zwabić. Nigdy już nie znajdziecie okazji do popełnienia takich pomyłek, umrzecie bowiem przy palu, doznawszy uprzednio takich męczarni, że głosy wasze będą się rozlegały ponad wszystkiemi górami.
Rączy Rumak odpowiedział:
— Męczcie nas! Umrzemy jak wojownicy; nie wydamy żadnego dźwięku i nie mrugniemy powieką. Wojownicy Nawajów uczyli się przezwyciężać ból. — Co zrobicie z tymi białymi?
Król naftowy odezwał się:
— Mokaszi, szlachetny i znakomity wódz, puści nas na wolność.
Lecz szlachetny i znakomity wódz zgromił śmiałka:
— Psie! Kogo pytano, mnie, czy też ciebie? Jak śmiesz odzywać się, zanim ja zdążyłem usta otworzyć?

71