Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Król naftowy z trudem wypowiedział to potwierdzenie. Skutek nastąpił zmiejsca; wódz kopnął go nogą, splunął mu w twarz i zawołał:
— Potworze, szkaradny potworze! Nie jesteś człowiekiem, lecz gadem, — umrzesz zatem śmiercią, na jaką zasłużyłeś. Nietylko zabić towarzyszów, którzy ci nic nie zawinili, ale, co więcej, utopić! Napadłeś na nich zdradziecko, podobnie jak zdradziecko zamordowałeś Khasti-tine!
Usłyszawszy ostatnie słowa wodza, Rączy Rumak podniósł się, na ile mu więzy pozwalały i rzekł:
— Co powiedział Mokaszi? Kto zamordował Khasti-tine?
— Ten biały, który w zaślepieniu wierzy, że go puścimy.
Uff! Twierdził, że mordercami byli obaj utopieni!
— Kłamstwo! On sam chlubił się przede mną, że zabił obu wywiadowców Nawajów. Ten tchórzliwy łotr drży teraz ze strachu i zwala winę na dwóch uczciwych ludzi, których również zamordował. Obaj zastrzeleni wywiadowcy i obaj zamordowani biali będą straszliwie pomszczeni, aczkolwiek nie należą do mego plemienia. Spójrzcie na tych trzech białych! Będą doznawali takich katuszy, że zapragną śmierci, a wkońcu zo-

73