Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ność. Najwybitniejsi wojownicy stali wpobliżu i słyszeli słowa Pollera. Skoro umilkł, wódz przez chwilę spoglądał na ziemię, poczem, zwracając się do Indjan, rzekł:
— Moi bracia słyszeli słowa tej białej twarzy. Atoli języki białych mają dwa końce: jeden prawdy, drugi fałszu. Musimy się przekonać, czy uszy nasze słyszały prawdę, czy kłamstwo. Niechaj więc wywiadowcy, których teraz wybiorę podkradną się na górę.
Szedł od ogniska do ogniska, aby wybrać ludzi zdolnych do wyszpiegowania takich mężów, jak Winnetou i Old Shatterhand. Niebawem wywiadowcy, uzbrojeni tylko w noże, oddalili się we wskazanym kierunku. Teraz wódz wrócił do Pollera i rzekł, wskazując na kantora:
— Ponieważ ten biały jest opętany przez ducha, który pragnie tylko śpiewać, więc nic złego mu nie wyrządzimy. Będzie mógł swobodnie chodzić po obozie niespętany, lecz, jeśli spróbuje uciec, dostanie kulę w łeb. Przetłumacz mu, co powiedziałem!
Poller, oczywiście, wykonał ten rozkaz.
— Widzi pan, — odezwał się ucieszony emeritus — że miałem słuszność? Dla zwolennika sztuki nie istnieją niebezpieczeństwa — Muzy mnie ochraniają. Zmiarkuj to pan sobie, że my, kompozytorzy, nie jesteśmy zwykłymi ludźmi!

134