Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Spróbuj! Powystrzelaj tych, co siedzą na naszym dachu! — Ale tem łatwiej jest zastrzelić tych, którzy stoją na dole.
— Jakże to zrobisz?
— No, trzeba tylko wycelować w nich i wypalić!
— Łatwo powiedzieć. Dziura jest tak ciasna, że potrafisz celować, o ile wysuniesz na powietrze całą strzelbę, obie ręce i głowę. Lecz, zanim złożysz się w tej niebezpiecznej pozycji, poczujesz kilka kul w mózgownicy.
— Do stu tysięcy kartaczy! To prawda! Mamy więc piękne otwory i nie możemy wyjść!
— Niestety, niestety! Napróżnośmy się trudzili. Nie możemy się wydostać ani przez dach, ani przez ścianę.
— Bodaj piorun trzasł! Czy to prawda? — zapytała pani Rozalja.
— Jeszcze jaka prawda! — oświadczył Sam.
— Czyż niema innego wyjścia? Naprzykład przez podłogę?
— Nie, gdyż odrazu spostrzegą nas z dołu.
— No, a więc wały stoją, jak stały! I tacy chcą być panami wszechistnienia. Gdybym była mężczyzną, wiedziałabym, co począć!
— Co? Właśnie, że nie wiem, bo nie jestem mężczyzną, lecz damą. Stworzono was, panowie, poto, żebyście nas bronili; rozumiecie? Spełnijcie

39