Strona:Karol May - Król naftowy III.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nader powoli. Ledwo oko jego dotarło do wylotu, cofnął się czem prędzej i zameldował:
— Istotnie, na dole, na platformie, stoi gromada wartowników. A więc odkryto nasz otwór.
— Czy widzieli ciebie? — zapytał Dick Stone.
— Nie.
— Czy są uzbrojeni?
— Mają strzelby.
— A więc na pewno będą strzelać! Stoją na dole, na platformie, i oczekują nas, my zaś możemy wyskakiwać pojedyńczo. Prawdopodobnie czatują nietylko z dołu, ale także u góry. Zaraz się przekonamy!
Wziął swoją długą rifle, nasadził na nią swoje nieopisane nakrycie głowy i powoli wysunął lufę przez otwór — tak, że mogło się wydawać głową ludzką. Rozległ się okrzyk, poczem padło naraz wiele strzałów. Dick wycofał strzelbę, dokładnie zbadał kapelusz i orzekł:
— Dwie kule trafiły, jedna z góry, druga z dołu. Co o tem powiesz, stary Samie?
Zapytany dopiero po dłuższej chwili odezwał się przygnębionym głosem:
— Na górze stoją strażnicy i obserwują otwór. Nad nami Indjanie i pod nami Indjanie; źle, bardzo źle!...
— Odpędzimy ich strzałami! — rzekł z tupetem Hobble-Frank.

38