Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

siodle, drugi klęczał za nim i ściskał go za gardło.
— Tak dokładnie nie widziałem. Czyś się nie omylił?
— Nie! Stałem bliżej od ciebie, mogłem więc wyraźniej widzieć. Jeden był stanowczo z naszych, ale kim mógł być drugi? — —
Ten drugi również należał do ich grona. Podczas nieobecności Sama rozegrało się nieoczekiwane zdarzenie. Rzecz się miała tak: pani Rozalja, rozmawiając z Pollerem, scoutem, posprzeczała się z nim, zawrzała gniewem i zawołała:
— Nie mniemaj pan, że jesteśmy twoi poddani i niewolnicy! Ja, pani Rozalja Eberschbach, urodzona Morgenschtern i wdowa po młynarzu, mam takie same prawo do rozkazywania, co i pan. Zrozumiano? Wskazywał pan drogę i dostał za to pieniądze. Tak ma się rzecz. A jutro — fora ze dwora! Poprowadzi nas pan Sam Hawkens; on rozumie się na tem lepiej, niż pan, i nie weźmie złamanego szeląga.
— Lepiej, niż ja? — krzyknął rozgniewany scout. — O tem jako cudzoziemka i kobieta nie może pani rozstrzygać! Kobiety wogóle nie powinny zabierać głosu.
— Ja mam milczeć? Co, co pan powiedział? Damy mają milczeć? Słuchaj pan, mylisz się bardzo! Poco Bóg nam dał usta? Pan milczeć powinien, bo ślina przynosi ci na język tylko fałsz

25