Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Za kogo więc zbóje uważają naszego nieszczęśliwego kompozytora?
— Nie napomykano o nim wcale. Sprytny wywiadowca nie wspomniał o tej przygodzie.
— Naprawdę? To niepojęte! Tak ważny wypadek powinien był bezwarunkowo zameldować!
— Chyba sobie z tego nie zdaje sprawy; a może przemilczał ze strachu.
— Ze strachu? Jakto?
— Ze strachu przed karą. Buttler napominał, aby pod żadnym pozorem nie pokazywał się nikomu, on zaś napadł na kantora. Takie wyznanie mógłby drogo przypłacić. Dlatego wolał przemilczeć tę przygodę. — Chodź teraz do obozu!
Nie uszli wiele kroków, gdy zatrzymał ich znowu jakiś szmer. Zbliżywszy się, poznali tętent kopyt.
— Rumak pędzący w galopie wprost na nas, jeśli się nie mylę! Baczność, nabok!
Koń wkrótce nadjechał. Cofnęli się w odpowiedniej chwili. Mimo mroku, ujrzeli dwie postacie na koniu. Jedna głośno jęczała.
— Czy to był jeden z naszych, Samie? — zapytał Parker.
— Nie wiem. Było ich dwóch, stary greenhornie.
— Byli to wrogowie. Jeden siedział na

24