Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

aby starego Sama nie zostawić bez pomocy, kiedy finderzy go zdybią i zechcą skalpować.
— Niech skalpują! Mogą dostać moją skórę. Kupię sobie inną i piękniejszą.
Hawkens i Parker opuścili obóz, zabrawszy ze sobą broń. Na południo-wschodzie ukazały się kamienie, za któremi, jak sądził Sam, ukryć się mieli finderzy. Bardziej na południu, a więc na prawo, sterczały złomy skalne, wśród których Sam chciał się schować. Tam też skierowali swe kroki, nie prostą jednak drogą, lecz łukiem, zakreślonym w kierunku zachodnim, aby nie nasuwać się przed oczy finderów, którzy przecież mogli tymczasem nadjechać. Oczywiście, Sam nie omieszkał zostawić w obozie wskazówek, dotyczących różnych ewentualnych wypadków.
Skoro obaj westmani dotarli do celu, słońce już skłaniało się ku linji horyzontu; w pół godziny później powinien był zapaść bardzo krótki w owych stronach zmierzch. Śród drugiej grupy skał nie widać było jeszcze żywej duszy. Westmani wpatrywali się w drogę, którą miała nadjechać banda. Nie widać było nikogo.
— Czy wogóle przybędą? — zapytał Parker. — Przypuszczaliśmy tylko, ale nie mamy żadnej pewności.
— Co ty nazywasz przypuszczeniem, to dla mnie jest oczywiste, jeśli się nie mylę.

15