Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie Drolla. — Niebawem podszedł do Rollinsa Sam Hawkens i zapytał:
— Chce pan jechać do rzeki Chelly, Mr Rollins? Moja droga prowadzi tamtędy. Wyruszamy jutro rano. Wasz król nafty zamierza przyłączyć się do nas za moją zgodą. Czy wie pan o tem?
— Nie. Nic nam nie mówił. Co pan sądzi o źródle.
— Sądzę, że się w najlepszym wypadku — — omylił! Mogę tylko zalecić jak najdalej posuniętą ostrożność.
— A więc potwierdza pan zdanie Mr. Drolla. W każdym razie zgoda pana zapewnia mi ochronę. A zatem, przyłączę się do was, sir! Jestem panu bardzo wdzięczny.
Narazie więc wszyscy byli zadowoleni. Rollins, Baumgarten i król naftowy przyłączyli się do wychodźców. Na miłej pogawędce upłynęło popołudnie. Zapadł wieczór. Rozpalono na dziedzińcu ognisko. Niebawem przystawiono mięso, dostarczone przez ranchera; na deser miała być zgotowana kawa. Śród bagażu wychodźców znalazło się dosyć naczyń. Pani Rozalja i jedna z jej towarzyszek wzięły kubły i poszły po wodę do rzeki. W kilka minut później wróciły — bez naczyń — w najwyższym stopniu podniecone.
— Co się wam stało? — zapytał kantor. — Gdzieżeście podziały kubły? Jakże panie wyglądają?

112