Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Towarzyszka pani Rozalji nie mogła z przerażenia dobyć głosu. Pani Rozalja z trudem wykrztusiła:
— Jak wyglądam? Bardzo źle, co?
— Trupio blada. Czy spotkało was co niemiłego?
— Czy spotkało? A jakże! Jezusie drogi, cośmy widziały!
— Cóż takiego?
— Co? Nie wiem co, za wiele pan żąda!
— Otrząśnij się, kobieto! — zawołał jej mąż. — Musisz przecież wiedzieć, coś widziała!
Ujęła się pięściami pod boki i krzyknęła ze złością:
— A może ty wiesz?
— Ja? Nie! — odpowiedział zamierającym głosem:
— No więc! Siedź cicho — rozumiesz! Wiem chyba, gdzie mam oczy. Ale tak wstrętnej istoty, jak teraz, nie widziałam jeszcze, póki żyję!
— To był duch, prawdziwy wodnik, — oświadczyła druga, otrząsnąwszy się z trwogi.
— Babskie gadanie! — ofuknęła ją pani Rozalja. — Niema duchów. Tem bardziej nie mogę wierzyć w wodnika.
— A więc była to rusałka!
— Przesądna baba! Rusałki istnieją tylko w bajkach dla dzieci.

113