Strona:Karol May - Król naftowy II.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ale gniewem pałający Achilles przeprawił się przez rzekę i wyjechał na drugi brzeg.
— Bardzo mi przykro — wyznał zaniepokojony kantor. — Skory jest do kłótni, zwłaszcza w kwestjach erudycji, ale wogóle to nader zacny człowiek. Tak się cieszyłem, że go spotkałem, i oto znowu znikł!
— Najwyżej na kilka godzin — odpowiedział Droll.
— Tak pan sądzi, naprawdę?
— Tak, znam go. Jeśli mu nie przyznasz słuszności, wybucha gniewem, aby się prędko udobruchać. Wiem, że nie potrafi żyć beze mnie. Wyładuje swój gniew w polu, zostawi go tam i wróci do nas. Oczywiście, będzie pan musiał unikać zaczepki i zachowywać się tak, jakgdyby nigdy nic się nie zdarzyło. A wogóle nie należy mu przeczyć, skoro się uweźmie. Uważa siebie za beczkę wszelakiej wiedzy. Czy to komu przynosi uszczerbek? Dlatego pozwól mu pan jeździć na koniku, jeśli to pana nic nie kosztuje!
Oczywiście, wszyscy byli świadkami zniknięcia Franka. Nawet domownicy ranchera, zwabieni śmiechem, zebrali się pod wrotami.
Baumgarten przetłumaczył na angielski swemu szefowi pojedynek słowny, który wywołał tak komiczny incydent. Bankier śmiał się do rozpuku. Był bardzo ciekaw, czy sprawdzi się przypuszczeni

111