Strona:Karol May - Król naftowy I.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wyglądał Jak fotograf, który się ukrywa pod zasłoną, aby nastawić objektyw. Wszyscy się roześmieli. Wreszcie padł strzał i Sam poleciał nabok, opuściwszy strzelbę na ziemię, ręką chwytając się za prawy policzek. Śmiech przeszedł w istne grzmoty.
— Czy flinta uderzyła pana? — zapytał Buttler.
Yes, spoliczkowała mnie! — odpowiedział boleśnie mały.
— A więc szarpie. Zdaje się, że jest niebezpieczniejsza dla pana, niż dla innych. — Zobaczymy, czy pan trafił.
Na papierze nie było nawet śladu kuli. Szukano długo, bardzo długo, aż wreszcie jeden z czeredy, który najbardziej się oddalił, zawołał, dając hasło do ponownego śmiechu:
— Chodźcie tu do mnie! Na myśl mi nie wpadło szukać tutaj, ale oto tkwi tu ona, tu, kto ją chce zobaczyć? Chodźcie tutaj! Sznapsik wypływa przez dziurę.
Zboku, o dziesięć kroków od domu, stała pękata beczka gorzałki. Tu właśnie ugodziła kula. Napój wypływał z dziury strumieniem grubym na palec. Ponownej salwie śmiechu nie było końca. Gospodarz klął i żądał odszkodowania. Uspokoił się dopiero, gdy Sam przyrzekł zapłacić. Irlandczyk zatkał dziurę drewnianym kołkiem.

36