Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

fałeś mojej twarzy, ty stokrotna ośla głowo! Zemsty pragnę, zemsty! Dzięki twojej zdradzie mój syn uduszony, giń więc łotrze tą samą śmiercią!
Powszechnie wiadomo, jaka moc tkwi w kolanach dorosłego mężczyzny. Wzmagał ją w tym wypadku fakt, że nogi byłe związane w kostce, tworząc niejako punkt oparcia dla tej podwójnej żywej dźwigni kolan. Jednej minuty starczyło, aby Player wyzionął ducha. Natychmiast skoczyłem na pomoc. Wyprzedził mię jednak nasz Goljat. Rzucił się na Wellera, ścisnął jego szyję w rękach, niby w kleszczach, i zawołał:
— Ty sam legniesz zaduszony, jak ci to przed chwilą przyrzekłem!
Była to niedźwiedzia przysługa dla Playera: ze strachu bowiem Weller kurczowo ścisnął jeszcze mocniej kolana. Usiłowałem odciągnąć ich od siebie — napróżno. Żadna moc ludzka nie zdołałaby osłabić tego wściekłego natężenia mięśni i nerwów. Przedewszystkiem należało zmniejszyć ucisk kolan Wellera, należało unieszkodliwić żywą dźwignię, którą tworzyły. W tym celu przeciąłem sznury, wiążące kostki nóg mormona. Dzięki temu mogłem rozewrzeć jego nogi i kolana. Głowa Playera opadła ciężko na ziemię. Leżał jak martwy, z twarzą spuchniętą i posiniałą.
— Puść pan Wellera! — krzyknąłem do atlety. — Zamordujesz!
— Zamorduję? — roześmiał się wściekle. — O nie, jeno go ukaram!
Kiedy go wreszcie oderwałem, było już za późno Weller leżał martwy. Natomiast Player zaczął łapać oddech i wracać do siebie.

92