Strona:Karol May - Klęska Szatana.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tylko dwa: ala i akwa, pierwsze było imieniem kobiecem, drugie oznaczało nóż. Okrzyk był chyba skierowany do drugiej starej Indjanki, która się znajdowała za drzwiami. Nie mogłem się tem zająć, ponieważ musiałem skupić uwagę na Meltonie, który, klnąc, usiłował mi rozbić głowę jedyną swoją bronią — stołkiem. Podbiegłem w porę, podniosłem go do góry i rzuciłem o mur, z takim rozmachem, że zwalił się na ziemię jak złamany. W tej chwili w korytarzu odezwał się głos kobiecy. Melton chciał się podnieść, trzymałem go jednak mocno za szyję. Usiłował odepchnąć mnie kolanami — daremnie. Teraz pośpieszył mi na pomoc, zresztą zbyteczną, młody Mimbrenjo, który ogłuszył był starą dzielnem uderzeniem. W kącie leżały lassa; jednem z nich związał Meltona, podczas gdy ja go trzymałem. Skorośmy nędznika obezwładnili, rzekłem do swego towarzysza:
— Zostań tutaj. Muszę wyjść, ponieważ tam się coś stało.
Kiedy wyszedłem z pokoju, usłyszałem zgiełk łańcucha. Pobiegłem szybko naprzód, korzystając ze światła latarki. A kiedy stanąłem u kołowrotu, ujrzałem starą Indjankę. Zanim zdążyłem jej przeszkodzić, przecięła rzemień, łączący łańcuch windy z kołowrotem. Łańcuch runął z ciężkim brzdękiem wgłąb szybu.
Teraz zrozumiałem słowa Meltona: — Wiadomo wam, co należy uczynić. — W razie klęski i niebezpieczeństwa, Indjanki miały spuścić windę, przeciąć rzemień i w ten sposób uniemożliwić, na długi przynajmniej czas, drogę do szybu. Robotnicy zginęli niechybnie; nie mogliby więc świadczyć kto im zgotował zagładę. Byłem głę-

45