Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ravenowa lewą ręką za pierś, wcisnął w kąt i, wypoliczkowawszy ręką prawą, opuścił go na siedzenie.
— Tak — rzekł. — W Niemczech w przedziałach pierwszej klasy przyjemnie się rozmawia. Jestem gotów tę rozmowę kontynuować.
Spokojnie wrócił na miejsce. Podporucznik pienił się ze złości. Pierś falowała ciężko, dłoń ścisnęła się w kułak, a z nosa płynęła krew. Podniecenie odebrało mu mowę. Jęczał tylko głucho. Nie mógł się poruszyć. Dopiero po pewnym czasie, kiedy odzyskał władzę nad członkami, dał znak lokomotywie, aby się pociąg zatrzymał na najbliższej stacji.
Podbiegł do okna i otworzył.
— Konduktorze! Tutaj, tutaj! — ryczał, aczkolwiek pociąg jeszcze pędził.
Koła zaturkotały, pociąg stanął.
— Konduktorze, tutaj! — ryknął znowu oficer.
Konduktor poznał po głosie, że sprawa pilna. Przybiegł szybko i zapytał:
— Mój panie, czego pan sobie życzy?
— Otwórz pan i sprowadź kierownika pociągu, oraz naczelnika stacji!
Konduktor otworzył drzwi. Ravenow wyskoczył. Czem prędzej przybyli obaj wezwani urzędnicy.
— Moi panowie, muszę prosić o pomoc, — rzekł Ravenow. — Przedewszystkiem, oto moja karta. Jestem hrabia v. Ravenow, podporucznik. Napadnięto mnie w tym przedziale.
— Ach! Kto to taki? — zapytał zawiadowca stacji.
— Ten człowiek!

7