Strona:Karol May - Grobowiec Rodrigandów.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Podporucznik wskazał na Sępiego Dzioba, który siedział wygodnie i z beznamiętnym spokojem przypatrywał się scenie.
— Ten człowiek? Skąd się bierze w przedziale pierwszej klasy?
Obaj urzędnicy zbliżyli się, aby obejrzeć pasażera.
— Jak się pan tu dostał? — zapytał surowym tonem zawiadowca.
Hm! Wsiadłem — roześmiał się trapper.
— Czy ma pan bilet pierwszej klasy?
— Ma — potwierdził konduktor.
— Nieźle — oświadczył zawiadowca. — Tacy ludzie w pierwszej klasie! Panie hrabio v. Ravenow, czy mogę pana zapytać, co pan rozumie przez słowo napaść?
— Wpadł na mnie i pobił.
— Czy to prawda? — zapytał zawiadowca Amerykanina.
— Tak — skinął ten potakująco w odpowiedzi. — Nazwał mnie gałganem. Za to słowo spoliczkowałem go. Czy ma pan co przeciwko temu?
Zawiadowca, nie zważając na to pytanie, ponownie zwrócił się do podporucznika:
— Czy to prawda, że użył pan tego wyrażenia?
— Ani myślę przeczyć. Obejrzyjno pan tego jegomościa! Czy mam być narażony na spotkanie z takiem kreaturami, skoro płacę za pierwszą klasę?
Hm. Nie mogę panu przeczyć, gdyż...

8