Strona:Karol May - Dżafar Mirza II.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

to musiało obudzić w wartowniku podejrzenie; gdyby postać, która przed chwilą wzleciała wgórę, była istotnie postacią wodza, otrzymałby przecież odpowiedź na pytanie. Czerwonoskóry nie wiedział w pierwszej chwili, co począć. Wszcząć alarm? Wódz nie dał przecież żadnej odpowiedzi, więc może wzlot swój chce zachować w tajemnicy.
Tymczasem zwolniłem z lassa To-kei-chuna, skrępowałem mu nogi powrozem, a ręce zacząłem przywiązywać do piersi. W trakcie tego odzyskał przytomność. Gdyby leżał spokojnie, oprzytomniałby z pewnością znacznie później; ponieważ jednak musiałem go wciągać na górę i ocierać o kamienie, stan oszołomienia minął prędzej. Poruszył się, zanim skończyłem wiązać mu ręce. Czując, że nie ma swobody ruchów, otworzył oczy. Pochyliłem się nad nim, twarze nasze niemal się dotknęły. Poznał mnie mimo ciemności. W tej samej chwili wartownik zapytał z dołu:
— Dlaczego To-kei-chun nie odpowiada? W jaki sposób dostał się na górę? Czy nikt nie powinien wiedzieć o tem, że się oddalił?