Strona:Karol May - Dżafar Mirza II.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wódz krzyknął donośnym głosem:
— Old Shatterhand jest tutaj! Uprowadził mnie. Na pomoc, na pomoc! Biegnijcie prędzej na róg...
Ścisnąłem mu usta lewą ręką, w prawą zaś ująłem nóż i, mierząc ostrzem prosto w pierś, rzekłem groźnie:
— Milcz!
Wiedział, że go nie przekłuję, gdyż w takim razie nie mógłbym odzyskać Dżafara. Zależało mu więc na tem, by dać zlecenie swym ludziom, jak się mają zachować. Szamocąc się, odsunął na chwilę mą rękę od ust; zamknąłem je znowu i znowu zaczęliśmy się szamotać. W krótkich momentach wyzwolenia z pod uścisku mojej dłoni mógł wydobywać ze siebie urywane okrzyki:
— Biegnijcie na róg... aż do miejsca... w którem można się... wdrapać na górę... leżę tu... na skale i...
Nie mogłem mu wpakować knebla w usta, ponieważ zagryzł wargi, musiałem go więc obezwładnić znowu potężnem uderzeniem pięści.
Tymczasem Komanczowie zerwali się na równe nogi. Byłoby mi bardzo na rękę,