Strona:Karol May - Dżafar Mirza II.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się więc dowiedziała, że przybywam, zgodziła się, aby Kara ben Halef ruszył razem z nami. Nie przyszło jej na myśl zapytać mnie, czy mam ochotę odbyć tę podróż. Ponieważ wyprawa była wcale pociągająca, dałem zmiejsca swoje placet. Wtedy Halef zapytał:
— Drogi mój sihdi, o ile sobie przypominam, uważałeś zawsze, że liczny orszak przeszkadza w drodze. Czy obecnie jesteś tego samego zdania?
— Tak. Dlaczego o to pytasz?
— Ponieważ postanowiłem przedsięwziąć tę wyprawę wraz z setką wojowników, kierując się zasadą, że im większa ilość ludzi, tem większe wrażenie. Od chwili jednak, gdyś do nas przybył, wspominam z dumą nasze niebezpieczne wędrówki i czyny, których dokonaliśmy bez obcej pomocy. Sławie tych przygód zawdzięczam stanowisko szeika Haddedihnów. Niestety, nic do niej nie dodałem, gdyż ostatnie lata strawiłem bezczynnie. Czyż odwaga moja nie rdzewieje, jak stara szabla w pochwie? Znasz przecież swego wiernego Halefa i wiesz, że łaknie niebezpieczeństwa, jak ryba wody. Dusza moja dławi się w bezczynności, a duch