Strona:Karol May - Dżafar Mirza II.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mój podobny jest do orła, którego Allah zamienił w ślimaka. Cóż również się stanie z moim synem Kara ben Halef, jeżeli nie będzie miał okazji do rozwinięcia w sobie zręczności i wykazania odwagi? Stanie się pasorzytem, pijącym Iagmi[1], i zginie wreszcie od raszah el buruhda[2]. Czy będzie się mógł odznaczyć, jeżeli go zabiorę pod osłoną stu jeźdźców? Nie! Dlatego z radością witam twe przybycie. Tęsknię za tem, aby znowu przeżyć coś, co na zawsze pozostanie w księgach bohaterskich. A stać się to może, jeżeli pojedziemy sami, jak za dawnych czasów. Cóż ty na to?
— Zapytaj naprzód, co powiedzą wojownicy, których chciałeś zabrać?
— Nie będę się ich pytać. Jestem szeikiem; muszą mnie słuchać. Później powetuję im stratę wielką wyprawą myśliwską. A więc, drogi sihdi, jak mi radzisz?
— Uważam wyprawę bez eskorty za korzystniejszą z innych jeszcze przyczyn.

— Mianowicie?

  1. Sok daktylowy.
  2. Katar.