Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  211   —

czął szarzeć. Nie zamierzano bawić się zbyt długo z Indyanami, lecz nie chciano ich uwolnić tak zaraz w pobliżu obozu. Byli oni wprawdzie bezbronni, ale wobec wielkiej ich liczby, oraz tchórzliwości mieszkańców Firwood-Campu, mogli w razie tłumnego napadu stać się niebezpiecznymi. Dlatego postanowiono odprowadzić ich dobry kawał na preryę i potem puścić oddziałami na wolność, tam bowiem, dzięki równości terenu, można ich było obserwować. Zresztą sami Komancze z pewnością przypuszczali, że biali będą ich jakiś czas potajemnie śledzić, sama więc ostrożność powinna była im zakazać powrotu do Firwood - Camp.
Inżynier Swan udał się do Firwood - Camp, ażeby zatelegrafować do Rocky-Ground po pociąg, a tymczasem Old Shatterhand i Winnetou wydali kolejarzom zarządzenia, potrzebne do zabrania jeńców. Ci poodwiązywali Indyan od siebie, rozpętali im nogi, potem przywiązali każdego do strzemion, wsiedli na konie i odjechali z nimi. Old Shatterhand i jego towarzysze odprowadzili ich pół godziny drogi, aż poza las, a stamtąd powrócili, aby zaczekać na pociąg.
Nareszcie ukazał się znowu inżynier Leveret. Dowiedziawszy się, jak ukarano Komanczów, nazwał to głupotą, że ich nie powieszono, oraz określił jako niesprawiedliwość to, że i jemu nie wyznaczono części zdobyczy. Otrzymawszy na to od dzielnego kolegi Swana tak wyraźną i silną odpowiedź, jaka mu się należała, odszedł bez zdobyczy i sławy.
Kiedy pociąg nadjechał, wsiedli wszyscy do wagonu, zabierając z sobą konie, które przeznaczone były dla Franka i Drolla. Obaj nie czuli się bynajmniej nieszczęśliwymi, że w ten sposób stali się właścicielami tak dobrych zwierząt.
Teraz miało jeszcze nastąpić ukaranie metysa. W tej sprawie odezwał się podczas jazdy Frank do Old Shatterhanda:
— Teraz przedłożę panu prośbę, której pan nie może odrzucić.