Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  205   —

— Ja i moi towarzysze nie domagamy się niczego z łupu oprócz dwu koni, które wybiorę dla Franka i dla Drolla, bo ich są bardzo liche.
— Well! Wybierzcie najlepsze! Należą wam się chyba, bo, że ujęliśmy czerwonych tak ładnie, to nie nasza, lecz wasza zasługa. Sądzę, że narada skończona.
— Tak. Ja zawiadomię wodza o jej wyniku. Usłyszymy straszliwe wybuchy wściekłości, ale na nas to wrażenia nie zrobi.
Old Shatterhand powstał i udał się z Winnetou i z inżynierem tam, gdzie leżał Tokwi Kawa, koło którego siedzieli Frank i Droll, aby go mieć na oku. Ciekawy Hobble nie czekał na to, co miał usłyszeć, lecz zawołał:
— Panowie radni nadchodzą z ratusza, a zatem posiedzenie plenarne i komisyjne zamknięte. Czy sejm — tu wskazał na Old Shatterhanda i Winnetou — i izba niższa — przytem wskazał na inżyniera — powzięły już swoją jurydyczno-aeronautyczną decyzyę?
— Zaraz usłyszysz — odparł krótko Old Shatterhand, a zwróciwszy się do wodza, rzekł, nie nazywając go już dawnem, lecz nowem pogardliwem imieniem: — Niechaj Mungwi Eknan Makik usłyszy, co postanowiono o nim i o jego Komanczach!
Wódz odwrócił głowę na bok, aby dać wyraz temu, że wszystko, co mu powiedzą, jest dlań zarówno śmieszne jak obojętne. Old Shatterhand nie zważał oczywiście na to i oznajmił tak głośno, żeby go usłyszeli wszyscy czerwonoskórzy:
— Synowie Komanczów zasłużyli na śmierć, ponieważ chcieli mieszkańców Firwood-Campu wymordować i oskalpować, my jednak przyrzekliśmy im życie i dotrzymamy naszego słowa.
Na to przestał wódz udawać obojętność i zawołał:
— Uff, uff! Każ więc nam zdjąć więzy i puść nas, ażebyśmy mogli odjechać!
— Kto nie ma konia, nie może na nim jechać — brzmiała równie spokojna jak i prosta odpowiedź.