Strona:Karol May - Czarny Mustang.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  203   —

— Odebraliśmy Czarnemu Mustangowi lek, ponieważ był tak głupio bezczelny i bezczelnie głupi, że nas obraził, pomimo że znajdował się w naszej mocy. Poczucia honoru jego ludzi mieliśmy zamiar oszczędzić. Ponieważ jednak, poszedłszy za jego przykładem, szydzili z nas potem w ten sam sposób, ich więc spotka ta sama kara. Odbierzemy im także ich leki.
— Całkiem słusznie, sir! To, co ci czerwonoskórcy uważają za lek, jest tylko fanaberyą, z której się człowiek śmiać musi.
— W tem się mocno mylicie. Nie chodzi tu o fanaberye, lecz o przekonania religijne, o najświętsze i najgłębsze uczucia, jakie mieszkają w ich sercu. Wy tego nie rozumiecie. Jeśli im zabierzemy leki, ograbimy ich nietylko z najcenniejszych dóbr ziemskich, lecz zdaniem ich pozbawimy ich nawet możności zbawienia.
— Pshaw! Wieczne ostępy! To śmieszne!
— To wcale nie jest śmieszne. My chrześcijanie mówimy o niebie, Mahomet o siedmiu niebach, Bramini mają swoją Nirwanę, Lapończycy wieczne łąki reniferowe, Eskimosi niebieskie morza z fokami i wielorybami, a Indyanie swoje wieczne ostępy. Jak niedołężna mowa dziecka miła jest rodzicom, tak samo miły jest Panu Bogu nieśmiały bełkot człowieka, który nie nauczył się jeszcze mówić i modlić jak chrześcijanin. Kara, jaką przeznaczamy Komanczom, jest straszną. Byłbym do niej nie dopuścił, gdyby nas nie byli wyszydzili w ten sposób i gdyby Winnetou, chociaż sam jest czerwonoskórym człowiekiem, nie zagroził był im nią poprzednio, mówiąc, że odbierze im jad ich. Idzie tu także o motyw wychowawczy i o zasadę pożyteczności. Niechaj poznają, że z rozmiarami błędu wzrasta także surowość kary i że takich ludzi jak my nie można bezkarnie obrażać. Wieść o tutejszem zdarzeniu rozniesie się rychło między czerwonymi i zdobędzie nam wśród nich szacunek. Czy Winnetou zgadza się na to?
— Mój biały brat mówił jak z mojej duszy — od-