Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To prawda. Ale zato słychać wszystko wyraźnie.
— Przecież wokoło zupełna cisza.
— Cisza? Ależ, posłuchaj! Czy nie słyszysz ryku Apaczów?
— Teraz słyszę.
— Nic podobnego nie zdarza się u nas w Pirnie.
— Bo tam niema wogóle Indjan.
— Oczywiście; tam strzygą człowieka tylko fryzjerzy. Czasami z okazji ślubu, chrzcin lub pogrzebu, ktoś komu rozbije głowę, ale na tem koniec. Czy wiesz, która z tych ceremonij jest najpiękniejsza?
— Mam wrażenie, że pogrzeb.
— Pogrzeb? Pogrzeb najpiękniejszą ceremonją? Dlaczego?
— Bo człowiekowi chyba najlepiej w grobie.
Rezedilla była w bardzo przygnębionym nastroju; oto, czemu należy przypisać te smutne słowa. Pirnero nie mógł jej zrozumieć. Przyglądając się córce badawczo, rzekł:
— Mówisz, że umarły czuje się najlepiej? Czy nie zwarjowałaś przypadkiem? Nie; najpiękniejszą z tych ceremonij jest ślub. Czy widziałaś kiedy ślub?
— Owszem.
— No więc? Goście jedzą dosyta, piją dowoli, tańczą i skaczą, a nowożeńcy całują się jak szaleni. W dniu ślubu z twoją matką ze szczęścia zupełnie straciłem głowę. Dopiero później zmądrzałem nieco. Panna młoda jest przedmiotem zazdrości tak samo, jak pan młody. Ciekaw jestem, czyś odpowiednia na pannę młodą. Cóż o tem myślisz?

74