Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Najchętniej wsiadłbym natychmiast do czółna.
— Teraz, w nocy?
— Tak; nie mam czasu do stracenia.
— Dzielny z was człowiek. Napiszę kilka słów do lorda Drydena. Pójdźcie ze mną!
Wyszli obydwaj. — — —

∗             ∗

Tymczasem Pirnero napróżno szukał córki w kuchni i sklepie. Wrócił więc niezadowolony, usiadł przy otwartem oknie i zaczął patrzeć w ciemną noc.
Panowała wielka cisza, wokoło nie było żywej duszy. Tylko z oddali dochodziły od czasu do czasu dzikie ryki. Były to lamenty Apaczów nad zabitymi towarzyszami, lub okrzyki radości przy skalpowaniu wrogów.
Drzwi otworzyły się, w pokoju stanęła Rezedilla. Pirnero udawał z początku, że jej nie widzi. Zaczęła się cicho krzątać po pokoju, on zaś patrzył ciągle przez okno, choć w ciemnościach nic nie mógł dojrzeć. Chrząknął kilkakrotnie, pragnąc ukryć zakłopotanie.
— Egipskie ciemności!
Nie odpowiedziała; powtórzył więc znacznie głośniej:
— Choć oko wykol!
— Tak. Nie dojrzeć własnej ręki.

73