Strona:Karol May - Czarny Gerard.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Udało się wprawdzie Gerardowi resztkami sił wyciągnąć nóż z za pasa, lecz w tejże chwili sierżant podniósł się, ująwszy strzelbę w ręce. Nie myślał zamierzać się kolbą; strzał był pewniejszy. Przyłożył więc strzelbę do ramienia i zawołał do swych ludzi, krwawo pokaleczonych bagnetem Gerarda:
— Odsuńcie się, żebym was nie postrzelił!
Usłuchali. Położył palec na cynglu. Rezedilla wydała przeraźliwy okrzyk i skrępowanemi rękami chwyciła za lufę. Padł strzał. Sierżant chybił.
— Do kaduka! Zabierzcie tę babę!
Dziewczyna chwyciła nabitą strzelbę, porzuconą przez żołnierza. Jeden z napastników rzucił się ku Rezedilli, by ją zawlec do kąta, drugi ukląkł przed ociekającym krwią Gerardem. Gerard chciał się raz jeszcze podnieść, lecz siły go opuściły.
— Gerardzie, drogi mój Gerardzie! — zawołała Rezedilla, napróżno starając się oswobodzić z rąk żołdaka.
— Bądź zdrowa, Rezedillo! — szepnął ledwie dosłyszalnym głosem.
Lufa karabinu skierowana była prosto na jego czoło. Zamknął oczy. — — —
Gdy wódz Miksteków, Bawole Czoło, zobaczył, że na polu walki obecność jego nie jest już konieczna, zarzucił strzelbę na ramię i wdrapał się nas kałę, by dostać się do siostry Karji. Przez otwór w ostrokole wszedł do fortu i wkrótce odszukał ventę. Ponieważ drzwi były zamknięte, wszedł przez stłuczone okno. Ujrzał w gospodzie Francuzów, których Gerard powalił ciężką kolbą ze złota. Związany Anselmo błagał o u-

35