— Zostawcie go tutaj! Był mi jedyną pociechą. Zostawcie go, zastawcie!
Dozorca popatrzył pytająco na lekarza, a gdy ten skinął głową na znak, że się zgadza, odszedł, zamknąwszy drzwi za sobą.
Lekarz usiadł na jednej z prycz i zaczął w świetle latarki, pozostawionej przez strażnika, obserwować więźniów. Później, skierowawszy znaczący wzrok na drzwi, zadał choremu kilka pytań. Podczas gdy Tardot odpowiadał na nie, lekarz podrzucił jakiś przedmiot. Sternau nachylił się i poczuł w swym ręku, wielki, ciężki klucz. Ogarnęła go radość niezmierna. Opanował się jednak, czując na sobie ostrzegawczy wzrok lekarza.
Po rozmowie z lekarzem, Tardot był pewien, że koniec już bliski.
— Chwała Bogu — wyszeptał. — Nie będę żył dłużej, aniżeli godzinę jeszcze. Niech pan zostanie przy mnie, sennor medico, aż zamknę oczy. I niech mnie nie opuszcza mój przyjaciel.
— Dobrze, zostaniemy — rzekł lekarz, pochylając się nad chorym. Przy tej sposobności podał coś Sternauowi. Był to wypełniony portfel. Sternau schował go ostrożnie, bacząc, aby nie zauważył tego człowiek, stojący u drzwi; miał bowiem wrażenie, że dozorca wartuje przy judaszu.
Po jakimś czasie umierający wyciągnął ręce do Sternaua i rzekł:
— Bądźcie zdrowi. Dziękuję za wszystko dobro, jakieście mi okazali. Bądźcie — wolni — i — szczęśliwi...
Były to jego słowa ostatnie. Westchnął głęboko i ducha wyzionął.
Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/130
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
126