Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ponieważ nio powinien pan wystawiać ich na niebezpieczeństwo!
— Jeśli będę miał przy sobie, to nie wystawię na niebezpieczeństwo.
— A jednak! Powiadam panu, że nie wrócisz. Idzie pan na spotkanie najpewniejszej śmierci. Ale jeśli mi pan przyrzeknie, że mnie puścisz, to cię ocalę, wyjawiając plan Mogollonów.
— Tak! Chce pan zdradzić swoich przyjaciół i sojuszników! Podobne to do pana, ale na nic się nie zda, gdyż znam ów plan oddawna.
— Skąd to?
— Wie pan, że podsłuchiwałem narady Mogollonów nad Jasną Skałą, a także onegdaj wieczorem rozmowę pana z Judytą nad źródłem Góry Wężowej. Mogollonowie dążą do Mrocznej Doliny, ale my ich po drodze tak okrążymy, że żaden nie będzie mógł się wymknąć. Za kilka godzin przyślę panu wiadomość o zwycięstwie.
— A więc wsiadaj do powozu, jedź do djabła i pozostań w piekle na wieki wieków!
Odwrócił się ode mnie. Odszedłem. Złorzeczenie z takich ust mogło mi tylko przynieść błogosławieństwo. Zwrócić mu wolność za wiadomości, które uzyskałem już dawno, — co za śmieszne żądanie!
Batóg był skręcony, Mogliśmy wyruszyć. Ponieważ za ciężko było mi taszczyć się z dwiema strzelbami, przeto zostawiłem niedźwiedziówkę Emery’emu Przewiesiłem przez ramię sztuciec i wdrapałem się na

41