Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu usiąść. Usłuchał, ale tak, że dzieliło nas nakazywane przez grzeczność indjańską oddalenie.
Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. Wiedziałem, że Winnetou nie zagadnie mnie sam, ani nie poprosi o relację, przeto rzekłem:
— Mój brat niech się domyśli, gdzie siedziałem?
Obrzucił mnie badawczem spojrzeniem, opuścił powieki i zapytał:
— Czy jeńcy byli jeszcze w powozie?
— Tak.
— W takim razie siedziałeś przy nich. Czy wie mój brat, co właściwie czynił?
— Co?
— Doświadczał Wielkiego Ducha, który tylko wówczas ochrania dobrych ludzi, kiedy nie bez powodu wystawiają się na niebezpieczeństwo. Kto bez powodu rzuca się do rwącego potoku, może, nawet jeśli jest dobrym człowiekiem, łatwo pójść na dno. Muszę skarcić mego brata za tę zuchwałość!
— O, we wnętrzu karocy byłem o wiele bezpieczniejszy, niż gdzie indziej!
Opowiedziałem, co widziałem i słyszałem. Najważniejsza była ta okoliczność, że powóz miał zostać na miejscu po wymarszu Mogollonów.
— Napadniemy na straż i odbijemy jeńców — rzekł Apacz.
— Podzielam tę myśl, ale nie wiem, czy ją rozsądek wskazuje. Istnieje ważna przeszkoda, mianowicie ciasnota obu wąwozów. Jeśli wódz Mogollonów stwier-

16