Strona:Karol Mátyás - Z pod Sandomierza.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
28

A my zasypiamy, powiedzieć, jak w grobie...
Ojczyzno kochana! któż pomoże tobie?
kiedy dzisiaj niema braterskiej miłości,
chłop, mieszczanin i pan żyją w odłegłości.
Jedna tylko Wisła z Sanem wspólnie żyją,
od wieków się łączą i w morzu się kryją.
Gdybyśmy Polacy zdawna się łączyli,
tobyśmy ojczyzny byli nie stracili —
ale ta niezgoda, ona to zrobiła,
ona nam ojczyznę na wieki zgubiła!

Jeżli my się, bracia, razem nie złączymy,
to ojczyzny naszej nigdy nie ujrzymy;
za naszym przykładem San koryto straci,
pójdzie inną drogą skarżyć się na braci
i powie ze żalem na polskiej granicy:
— „Już Polska przepadła — nikt jej nie zdziedzicy!
Chyba, że to wojsko, co zaśnięte leży
w górach sandomierskich, w pomoc jej przybieży“...

Niż to wojsko wstanie, to wszyscy pomrzemy,
jak Polski nie mamy, tak mieć nie będziemy.

To też nie czekajmy, aż to wojsko wstanie,
lecz póki żyjemy, to miejmy staranie,
połączmy się wszyscy, jak rodzone dzieci,
to nasza ojczyzna znów sławą zaświeci!
Dzisiaj, choć upadła, tak daleko słynie,
cały świat wie o niej, to pewnie nie zginie.
Polska była Polską i będzie na wieki,
Bóg jej nie opuści ze Swojej opieki,