Strona:Karol Mátyás - Z pod Sandomierza.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
27

Kto jest prawy Polak polskiego przymierza,
niechaj bierze przykład — a zkąd? z Sandomierza!
On stoi na górze i patrzy dokoła
i nas polskie dzieci do obrony woła.
To też, bracia moi, ręce se podajmy,
jak synowie matkę, ojczyznę wspierajmy!
bo pewnie drugi wiek teraz następuje,
jak ojczyzna nasza w jarzmie postękuje
i dźwiga na grzbiecie te okropne chłosty —
nikt jej nie wybawi, chyba naród prosty,
bo Polska powstała z narodu prostego
i w nim ma nadzieję wyzwolenia swego.

Gdy się bracia moi, o to postaramy —
o zgodę i miłość, ojczyznę wygramy.
Na Wawelu w wieży dzwon Zygmunta bije,
głos jego powiada, że Polska ożyje.
Jak dzwonu Zygmunta jeden nie poruszy,
tak i naszych wrogów jeden stan nie skruszy.
Do dzwonu Zygmuta z ochotą biegają,
kiedy w niego dzwonić rozkaz otrzymają,
i każdy dobywa swej ostatniej siły,
ażeby usłyszeć głos Zygmunta miły.
Czy nasza ojczyzna nie jest taka miła?...
ona naszych przodków w dostatki karmiła...
Zkąd dzisiaj widzimy te starożytności,
a wszystkie powstały za Polski bytności!

To samo nam dzisiaj, bracia, przykład daje,
jak to dawniej było... aż się serce kraje!