Strona:Karol Mátyás - Z pod Sandomierza.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
25

w jej łonie! małoż pamiątek odziedziczył ten drzemiący dziś Sandomierz po owym bujnym, obronnym grodzie, swym pradziadku!...
Lud okoliczny, jak okazałem, przechował i piastuje zbożnie tradycyą historycznéj doli i niedoli tego pięknego grodu, a są serca włościańskie, co na wspomnienie téj przeszłości budzą się i zagrzewają myślą o doli ojczyzny-Polski. Niech mi tu wolno będzie przytoczyć, jako taki bardzo pocieszający objaw, utwór poetyczny chłopa ze Stalów, który w patryotycznych swoich uczuciach między włościaństwem polskiém pewnie nie jest odosobnionym. Oto utwór Tomasza Walskiego[1]:

Sandomierz na górze, Warszawa na dole,
już przeszło sto roków cierpimy niewolę...
Koło Sandomierza dołem Wisła płynie
i tak się odzywa: że Polska nie zginie!
Dołem Wisła płynie i łączy się z Sanem:
tak my się połączmy — chłop, mieszczanin z panem!
A Sandomierz stoi na górze wysokiéj
i pogląda okiem, jak nasz kraj szeroki,
Wisła dołem płynie i falami mruczy,
tak mu odpowiada, że się w Gdańsku kończy;
tam polscy królowie granice robili,
bo żelazne słupy w środku morza bili.
Ale że za czasem Ojczyzna upadła,
dziś niema jedności, już pewnie przepadła...


  1. O którym osobne studyum mam zamiar napisać.