Strona:Karol Mátyás - Z pod Sandomierza.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
18

— Senowny penie! to jesce na tak mały koncep nimozes sie spomóc?! Przeeies to jes niepodobiejstwo, zeby w soli chrobáki sie zapaskudziéły. Niech jém pán odpise tak: „Jezeli mácie chrobáki w soli, to na to nima inny dorady i nic nie bedzie skutkować, jak to: — zastawcie Wisłe, zeby woda dali nie posła, potem te wode spálcie tak, zeby nic wody we Wiśle nie ostało i tem popiołem chrobáki w soli zasypcie, to w jedny godzinie wszyskie chrobáki muso pozdychać!“
Ten mulárz wyjon dziesięć dukaty s kieseni, dáł ty babce za te dorade i powiedziáł ji tyla:
— Dziękuje ci, babciu, za tak dobro dorade, bo jak widać, toś my bardzo dobrze doradziéła, ze juz lepi my nicht w świecie nie doradzi.
I tak téz odpisáł do Sádomiérza, cem jéch bardzo zawstydziéł i juz wiecy do niego nie pisali.“[1]
Ileż to o Sandomierz obiło się pocisków tatarskich i szwedzkich! Ile tu było najazdów i szturmów nieprzyjacielskich, tyle bohaterskiej obrony wiary i ojczyzny. Lud, jak mógł, tak pięknie okrasił ten gród legendą — a taka ona polska, nasza, barwna, że grzechem byłoby ją pominąć. I z niej ani słowa nie uronić!

Kiedy Sandomierz powstał, nikt powiedzieć nie umie, ale mówią najstarsi ludzie, że „dzisiejszy Sandomierz to nie jest dawny.“ Została z dawnego Sandomierza może czwarta część, resztę zniszczyli

  1. Stale.