Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaraza astralna ogarnęła i kolejarza, który — astralnie — przysadził się u boku do stenotypistki, lecz popadł natychmiast w spór z astralnikiem akademika. Zaczęła się między nimi bójka, jeden drugiemu wbijał głowę w miękkie ciało, przeszywał go sobą nawskroś bez żadnego efektu...
Końca tego pojedynku nie dojrzałem, gdyż tymczasem przez szybę w drzwiach wsiąkały do nas astralniki ludzi czekających na korytarzu, sadowiły się na naszych kolanach, karkach, plecach, rozciągały się wzdłuż i wszerz. Wszystko zaczęło się kłębić i przeplatać — dla nich było widocznie jeszcze bardzo przestronno, ja myślałem już, że się tu wszyscy razem podusimy. Zauważyłem też, że ilekroć zatrzymywaliśmy się na stacji, astralniki bladły, zato, gdy pociąg się rozpędzał, szalały, im szybciej on bujał.
Błysła latarka i wszedł konduktor. Astralniki natychmiast skurczyły się i jak wystraszone psiaki przypadły ku ziemi, skoro się tylko pasażerowie rozbudzili. Przy okazywaniu biletów, zapytałem konduktora:
— Jaki jest numer tego wagonu?
— Dlaczego pan o to pyta?
— Stawiam na loterji. Czy pana dziwi to pytanie?
— Co cztery tygodnie w piątek bywam zawsze w ten sposób przez kogoś zapytywany i to zawsze w tym wagonie. Czy pan zauważył w nim coś szczególnego?
Opowiedziałem mu krótko, co widziałem, i wskazałem ręką na przykucnięte do ziemi astralniki:
— Oto pasażerowie, którzy tu jadą bez biletów.
— Zgubił pan scyzoryk czy zapałki? — spytał konduktor, zniżając latarkę ku ziemi. Był jakby głuchy i ślepy. — Czy zanotował pan sobie już numer, który panu powiedziałem?
— Nie, jeszcze mi pan nic nie powiedział. Wewnątrz numer jest wymazany.