Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oddech, ziewały i znowu zapadały w sen. Tak to objawiała się żywiołowa wola do spania u tego człowieka, spał on na tym i — „tamtym“ świecie, spał we wszystkich wymiarach.
Zahipnotyzowany tym widokiem sam już zacząłem gwałtownie tonąć w sen, gdy usłyszałem w przedziale silny śpiew tenorowy. Śpiewano po włosku arję z „Trubadura“. Kto śpiewał? Wszyscy pasażerowie byli napozór pogrążeni w drzemce. Myślałem, że ktoś z nich wiezie gramofon, który przypadkiem zaczął funkcjonować. Wkońcu jednak stwierdziłem, że źródło śpiewu znajduje się tuż przed ciałem rzekomego paskarza. Śpiewał widocznie jego sobowtór, czyli jak to później nazwałem, jego astralnik. Ponieważ nikt się nie zbudził, stało mi się jasnem, że tylko ja ten śpiew słyszę, a raczej czuję jakimś tajemniczym sposobem. Prawie jak Zygfryd, gdy zabiwszy smoka, zrozumiał śpiew ptaków, — tylko że moja sztuka była trudniejsza. Głos był przyjemny i czysty, z czego wywnioskowałem, że jego właściciel musi być... fryzjerem — jeżeli w tym świecie przymioty astralnika są nietylko wyrazem życzeń, lecz i rzeczywistą własnością oryginału. Fryzjerem — tak mi się zdawało, ponieważ gdzieś raz słyszałem, że pewien słynny tenor, zanim został cyrulikiem sewilskim, był cyrulikiem warszawskim...
Jeszcze nie skończyłem swych wniosków, gdy z mroku wywinęła się jakaś astralna ręka i — łups! uderzyła śpiewającego astralnika w twarz. Uciszył się natychmiast. Ręka cofnęła się jak na sprężynie — pod pled, którym się przykrywał mój domniemany złodziej. Patrzyłem ku niemu z obawą, pewny, że na tem się nie skończy. Jakoż niebawem wysunęła się z pod pledu znowu ta sama ręka astralna, dowolnie zwiększając i zmniejszając swą długość. Palców miała co najmniej kilkanaście. Szperała