Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na wszystkie strony, wkładając w ten niemy gest podziękowanie za bezcenny zaszczyt.
Polak przemówił do nich uroczyście:
— Pierwsza księga ziemi opowiada, że kiedy nastał potop, Noe zbudował arkę, aby ocalić ród ludzki. Ziściłem starą legendę i ofiarowuję wam...
W tej chwili rozległ się na wzgórzu, w ostatnich rzędach tłumu, dziwny krzyk, w którym mieszał się jakby jęk dziecka z rzężeniem śmiertelnem starca i wnet ów krzyk umiejscowił się w jeszcze dziwniejszej postaci: był to wielki starzec, z białą głową i brodą, o pięknych i mądrych rysach, ale zniszczony zupełnie i wychudły, ubrany w rozstrzępione łachmany. Wymachiwał rękami, toczył wokoło wzrokiem przerażonym, i krzyczał, jakby błagał ratunku. Cisnął się naprzód, roztąpiono się mimowoli, aby przeszedł aleją nachylonych głów. On zrobił parę chwiejnych kroków naprzód, lecz upadł. Potrzymano go, poprowadzono naprzód; znów upadł, znów go prowadzono, a on całował ręce tym, którzy go prowadzili i szlochał z wdzięczności.
— Skąd przybywacie? — rzekł. — Czyście anioły, czy ludzie? Tu mieszkam, ja samotny, Ostatni Człowiek ziemi, od tak dawna i umrzeć nie mogę. Nie puszczajcie mnie, trzymajcie mnie mocno za dłonie, abym wierzył, że nie jestem sam!
Lecz wtedy koło ludzi rozstąpiło się, cofnęło, obce, dalekie, patrząc nań jak przez ścianę.
Jakby stracił ich z oczu, jakby oślepł, jakby się znowu zanurzył w innej toni czasu, mówił do siebie:
— Nie, niema nikogo i nikt przyjść nie może. Wszyscy wymarli. Zwierzęta nie chcą mnie rozszarpać i uciekają wlokącym się krokiem do lasu. Wiatr usypia, woda się toczy i kołysze mnie na falach, gdy się chcę