Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale tu podłoga w sionce zaciekła i szyba wybita.
— Pani pewnie powie, że ja szybę wybiłam.
— A kto wybił? Samo się wybiło? Ja tego płacić nie będę.
— To było wybite, a może wybił jaki dziad, a może mój Staszek. Andrus, cały dzień go w domu niema. Hej, Staszek! Widzi pani, takie zmartwienie, ja go dziś nawalę.
— Helenko! Wynieś tam co dziadkowi! Masz tutaj centa — to nasz dziadek.
— Pani będzie tu dziadów ściągała. A moje dziecko, przypatrz się no dokumentnie, czy to cent, nie dukat. Powycieraj go! A najlepiej nie dawaj. Bo ja, proszę pani, raz się pomyliła i dała dziadowi dukat zamiast centa. Naumyślnie takie nowe centy robią, żeby ludzi tumanić, żeby były podobne do dukatów. Ile dni ja prała, żeby na tego dukata zarobić. Chciałam go dać Matce Boskiej Częstochowskiej za moje grzechy, mojego męża łajdaka i Staszka nicponia; hej Staszek! Czekaj, czekaj, ja ci skórę — czego ty psa ciągniesz za ogon — puszczaj go. Weź kota od psa — weź hyclu, bo rzucę garnkiem!
— Ale jakże to było, pani kochana, z tym dukatem — bo ja także miałam wypadek...
— Pewnie, jak pani wciąż ściąga dziadów. O, idzie taki przez podwórze, niby żebrze, modli się, ale patrzy na prawo i lewo, coby porwać. Ja pani powiadam, od tego czasu nie mam serca dla dziadów. Pierwej, to ta dałam mu nawet co wychlać, co się zostało, albo i stare papucie, ale teraz — won!
— To oni pani ukradli dukata?
— Niech pani się nie śpieszy, ja to wszystko pani detalicznie opowiem, niech się pani nie przesłyszy. Ja miałam dukata. Chowałam go na spodzie kufra, ale raz