Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pewnie się gdzieś zarzuciła na śmieciach... zresztą poszukam.
Odszedł i za chwilę wrócił, ale tylko z pędzelkiem, zato z papierośnicą.
— Gdzieś djabli wzięli... ale zapal pan papierosa, to panu trochę ulży.
Robert, uradowany niezmiernie, okadzał dymem ząb bolący i słuchał wywodów jegomościa, który mu tak niespodzianie skracał noc bezsenną.
— Jestem z zasady przeciwny uśmierzaniu bólów zewnętrznemi środkami. „Nawet ból fizyczny uważam tylko za pewien osobliwy rodzaj zamętu duchowego, którego nie umiemy opanować“ — tak opiewa trzeci paragraf mojej ewangelji. Ból, panie łaskawy, to tajemnicze zadanie do spełnienia, to niespodziana ścieżka do Boga, której się zgubić nie powinno! Otwórz pan gębę!
Tu Almanzor nieproszony włożył Robertowi palec w usta i dotykając bolącego zęba mówił uroczyście:
— Aha, dziurawy, bardzo dziurawy! Ta dziura to tabernaculum świętego bólu. Czujesz pan to?
— Czuję tylko, że tędy przewiewa wciąż jakiś wiatr. Fiu! fiu!
— Człowieku, o jakżeż ja ci zazdroszczę twojego bólu...
— Mogę panu łatwo wyświadczyć tę przyjemność, wybijając panu kilka zębów. Ale przecież mówiłeś pan, że i pan także...
— Ach, mój ból.., mój nawet wzmianki niewart...
W tej chwili sąsiadka zprzeciwka zaczęła znów rzępolić, a Robert, nie mogąc inaczej uśmierzyć bólu, odwrócił głowę i wcisnął ją tak szczelnie w poduszkę, którą objął ramieniem, że widać było tylko włosy. Almanzor patrzył z zadowoleniem na drgawki Roberta, wtem za-