Strona:Karol Irzykowski - Z pod ciemnej gwiazdy.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wierzę! — odrzekła.
Na to nie miał nic do powiedzenia. Tu się mijali. Więc zaczął z innej strony:
— Trzeba ratować przynajmniej wspomnienia. Rozpraszają się. Nie starajmy się od nich odrywać, to i tak samo przyjdzie. Musisz spisać inwentarz, który się został po Osi.
Usłuchała, wzięła pióro w rękę. Pisała:
Łóżeczko z siatką z blachy biało lakierowanej, z malowidłem japońskiem. — Sukienka granatowa z kołnierzem koronkowym. — Sukienki dwie woalowe...
Zajrzała do szafy, aby stwierdzić, i pisała dalej:
Jedna granatowa w kółeczka, druga pąsowa, — której ani razu nie miała na sobie...
Ostatnich słów nie mogła dopisać do końca, — łzy wybiegły jej z oczu i zalały dalszą część papieru.
— Kiedy indziej spróbuję dalej! — rzekła nareszcie.
Poznał, że nie trzeba jej męczyć.
— Także lekarstwa, które po niej zostały...
— Naco? Już się nie przydadzą.
Cofnął się przed nią w głąb swego uporu. Lecz coś nowego miał jej jeszcze do zwiastowania.
— W tej szufladzie mam zamknięty bezcenny skarb. Kliszę, na której fotografowałem ją na parę dni przed zgonem. Trzeba ją nareszcie wywołać, aby się nie zepsuła. Teraz mam już na to odwagę. Myślałem, czyby nie dać jej do fotografa, ale nie dowierzam tym rzemieślnikom, i niech niczyje ręce nie dotkną tej pamiątki tylko nasze.
Dotknęła palcami czarnego papieru, w którym była schowana kasetka z kliszą. W tym drobnym przedmiocie spoczywała jeszcze tajemnica jakiejś odrobiny życia, które się mogło za chwilę rozwinąć i trwać wiecznie. I nagle w dziwacznej formie przypomniały jej się pierwsze odruchy