Strona:Karol Irzykowski - Pałuba Sny Maryi Dunin.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w płomień piekielnej tęsknoty, która nie mogła być nigdy zaspokojoną.
A kimżeż był ten demoniczny człowiek, przedmiot jej snów, sprawca całego nieszczęścia? Jakie misteryum odbywało się tam w ciemnościach? Czy był ofiarą, czy ofiarnikiem? Dlaczego wciągnął ją, właśnie ją, w wir tych snów, zatruł jej życie, wsiąknął w każdą jej myśl, rzucając całe jej jestestwo na kolana przed sobą? I jeszcze raz pytam dlaczego, w jakim celu? Jakiem prawem targnął się na jej wolność? Jeśli ją znał, dlaczegóż jej nie szukał? I gdzież była potęga, zdolna ukarać takiego zbrodniarza? Sądy ziemskie ścigać go nie mogły, bo kodeks nie przewidział takiego niesłychanego wypadku; a zresztą któż mógł ścigać i karać — fantom? Z całej duszy nienawidziłem tego nieznajomego rywala, który górował nademną chyba tylko urokiem tajemniczości i ukradł mi serce Maryi, a ja nie miałem sposobu pociągnąć go do odpowiedzialności, wyzwać go, wcisnąć mu w rękę pistolet i rozprawić się z nim, jak na mężów przystało: ty albo ja! Posyłałem mu w duchu przekleństwa, złorzeczyłem i lżyłem, myśląc, że go może w ten sposób zmuszę do porzucenia kryjówki, lecz wkrótce uczułem śmieszność sytuacyi, i to mnie otrzeźwiło. Wszakżeż to były tylko hipotezy, wymyślone przezemnie, a ja mimowoli popadłem w donkiszoteryę. Aby walczyć z niebezpieczeństwem, trzeba mi było stanąć na realnym gruncie, nie egzaltować się, bo mając zamiar wkroczyć w labirynt, gdzie Minotaur więził swoją ofiarę, musiałem przedewszystkiem wziąć ze sobą nitkę przewodnią — rozsądku.
Zacząłem działać. Nasamprzód ogłosiłem ów wypadek w kilku najpoczytniejszych gazetach starego i nowego świata, naturalnie o ile możności oszczędzając osobę