Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Biedna Krupka, wymodliła sobie indorsacik...
Fritz siedział przy oknie i bawił się jego zamykaniem i odmykaniem, sprawując w ten sposób obowiązki liweranta świeżego powietrza. Obowiązek ten jednak powinien być poruczony komu innemu — tak myślał pan Wyka — komuś starszemu, poważniejszemu. Fritz — to błazen i ma z powodu okna ciągłe sprzeczki z panem Kunzem, który jest na zmianę powietrza wrażliwy jak kolano podagrzysty.
Tym razem okno było otwarte, świeże powietrze napływało, wypierając dawne zepsute, pełne miazmatów, i orzeźwiało płuca trzydziestu robotników.
Działało to na nich, niby kąpiel; wielu przestało pisać, powstali i spoglądając w okno, wyciągali zdrętwiałe ramiona, chłonąc pełną piersią powietrze, przyczem jednak oddech brzmiał często jak westchnienie. Na dworze świergotały wróble i turkotały wozy.
Fritz miał jedną nawyczkę, która szkaradną i śmieszną wydawała się panu Wyce.