Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pisywania. Bo te wszystkie stoliki razem przedstawiały młocarnię: z jednej strony pchano do niej bruliony i czyste arkusze papieru, a po drugiej stronie wylatywały przepisane już na czysto sprawozdania, rezolucye, dekrety i nakazy, gotowe do podpisu »wyższej ręki«. Ale ta młocarnia była dopiero częścią ogromnej machiny rządowej, żądnej zgniecenia każdego, kto nie chce się stać jednem z jej kółek.
Wyka usiadł przy swoim stoliku i podał rękę sąsiadowi, byłemu leśniczemu, innym nie rzucił nawet »dzień dobry«. Natychmiast przyleciał oficyał, krzepki staruszek z białymi włosami i białą brodą, z roztargnionemi, ciągle czemś zajętemi oczami. Stanął przed dyurnistą, zacierał ręce, jakby się namyślał, co powiedzieć, po chwili zapytał:
— Panie Wyka, która tam godzina?
Wyka uczynił ruch ku lewej stronie kamizelki i odrzekł z cudowną obojętnością:
— Służę, ósma.
— Ładnie, ładnie... posuń pan sobie