Strona:Karol Irzykowski - Nowele.pdf/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uczuć policyanta i radził mu puścić wolno »tego biedaka«, — aż uprzytomniwszy sobie, ile czasu poszło na tę obywatelską interwencyę, wyrwał się z tłumu i pobiegł na górę, skacząc po schodach, — zwalniając jednak natychmiast krok w poważne tempo, ilekroć kogo zobaczył. Wreszcie przybył do drzwi, nad którymi była tablica: »Expedyt. Wstęp obcym wzbroniony«. Pan Wyka uśmiechnął się, bo on nie należał do tych obcych, on nawet nazywał eufemicznie ten »expedyt« »swojem biurem« i wchodził doń z takiem namaszczeniem, tak trzymał jedną rękę w kieszeni a drugą pociskał klamkę, jakby był radcą w VII randze z pięcioma już kwinkweniami.
Była to wielka sala, mieszcząca w sobie około trzydzieści stolików. Nad każdym stolikiem pochylony był grzbiet, do grzbietu przytwierdzona była ręka, do ręki pióro i to pióro coś ciągle pisało. Taki grzbiet nazywa się dyurnistą.
Od stołu do stołu kręcił się oficyał, rozdając dyurnistom »kawałki« do prze-